Tę wypełnioną po brzegi miskę rozmaitości zobaczyłam niedawno u Moniki i totalnie pochłonęła mnie myśl o zrobieniu takiej. W internecie krąży mnóstwo artykułów na temat komponowania takiej Buddha Bowl, ale ja rzadko kiedy poddaję się w stu procentach takim przepisom, ufam bardziej sobie i inspiruję się. Dlatego w przepisach, które znajdziecie na blogu macie w wielu przypadkach ogromną dowolność, chyba że konkretne miary i ilości składników mają kluczowe znaczenie dla powodzenia i efektu końcowego. Skłaniam się raczej ku wyczuciu i poleganiu na własnym smaku, tym co lubimy i tym co nam służy.
Wypełnijmy więc Buddha Bowl tym na co mamy ochotę.
Idealnie nadają się warzywa wszelakie, sałaty, szpinak, ziarna, kasze, fasola, ciecierzyca, soczewica, upieczony kurczak lub ryba, zioła i ulubiony sos lub dressing. Nic nie stoi na przeszkodzie żeby dorzucić owoce świeże lub suszone jeśli lubicie takie połączenia. Inspiracji i kombinacji jest całe mnóstwo i jeszcze więcej.
W mojej misce ułożyłam sałatę roszponkę, pomidory pokrojone na mniejsze cząstki, paprykę czerwoną, kiełki rzodkiewki, piórka czerwonej cebuli, pestki dyni, paski chleba norweskiego oraz sos z jogurtu greckiego, soku z cytryny i koperku.
Wbrew pozorom, że to tylko coś a’la sałatka i może wydawać się mało pożywne, to w połączeniu ze smoothie owocowym mieliśmy bardzo sycące, a jednocześnie lekkie śniadanie. Bardzo polecam Buddha Bowl nie tylko w wersji śniadaniowej. Fajnie sprawdzi się opcja na ciepło w porze obiadu lub kolacji. Myślę, że to dopiero mój początek z miską rozmaitości [uśmiech].
2 komentarze
Ok, to jest jeden z takich momentów, kiedy mam ochotę trzasnąć klapą od laptopa. Wy, blogerzy kulinarni nie macie serc! Wpierw u Tekstulnej trzasnęłam klapą, a teraz tutaj, niech Was wszystkich. Dieto żegnaj, micho witaj!!! Zdjęcia przepyszne ;)
Ale absolutnie Jolka nie trzaskaj laptopem i nie rezygnuj z żadnej diety — ta micha jest właśnie mega dietetyczna. Wrzuć tam to co jadasz aktualnie, byle było kolorowo i tak żeby oczy jadły zanim usiądziesz do stołu i… chwilo trwaj! A wiesz co z tej michy jest najlepsze? To co zostaje na samiućkim końcu, te drobiny całe w sosie lub dressingu. Patrzysz na miskę i rozglądasz się wokół czy nikt nie widzi, bo najchętniej zjadałabyś kolejną. Pozdrawiam Cię serdecznie!